sobota, 7 marca 2009

...and now we shall continue our devastating attack on... modern culture

Rozpoczniemy od żartu z tłem historyczno-literackim.

Jan Kochanowski siedzi pod lipą i cierpi, bo już od dłuższego czasu nie miał natchnienia. Wtem zobaczył unoszącą się nad nim muzę i woła:
- Wena! Wena! chodźno tutaj!
Weż mi coś podpowiedz, bo mnie skręci. Dzieciaki w szkole nie będą miały się o czym uczyć jak czegoś nie napiszę. Wena pochyliła się do ucha i coś zaszeptała. A Janek na to:
- Spadaj, to już było! Wymyśl coś lepszego.
Wena znów się nad nim pochyliła, zaszeptała, a Kochanowski znowu:
- Wena nie cuduj tylko coś wymyśl, bo ci przywalę.
Muza znów się nad nim pochyliła i znów zaszeptała.
Na twarzy Kochanowskiego zajaśniał uśmiech i mówi:
- Ty wiesz co, że to może być dobre.
Z błyskiem w oku krzyczy spod lipy w stronę dworu:
- Urszulka! Chodźże prędziutko do tatusia...

...a teraz przechodzimy do sedna.



Proszę zwrócić uwagę na fantazyjną kieckę i japonki.

Nasz dzielny wojownik (wojowniku zabiiiiij) obudził się rano po swoich nocnych przygodach i stwierdził, że "totalnie daremny interes, przez te łażenie po nocy i słuchania pierdolenia o moim przeznaczeniu się totalnie nie wyspałem". Nic to, trzeba było wyruszyć na dalsze przygody.
Tym razem Alyssa (ta co dała zlecenie na piwo), poprosiła o zebranie zapasów do karczmy, bo się kończą. Fajnie, że są w stanie wykarmić wszystkich przybywających do miasta (karczma mieści się od razu przy wejściu) za pomocą... 6 grzybów, 6 kawałków mięsa PANTERY oraz 6 orzechów kokosowych (bo takie rzeczy sobie Alyssa zażyczyła).
Co zrobić. Powrót na wyspę...







"Panter? wydawało mi się, że ostatnio tu było coś z nietoperzami, a nie panterami..."



Brzmi znajomo?

"DAWAAAAAAAAAĆ NO TU, TAKIE KOZAKI Z WAS?", wrzasnął Miernotus do krokodyli.

"Jaaaa, ale będzie futra! W sam raz na jakieś wygodniejsze kapcie niż te co teraz mam!


Piktowie jednak, zauważywszy, że ktoś morduje ich ukochane pantery, postanowili urządzić krwawą zemstę! także Miernotus musiał się położyć.

"Kurwa, ależ te słońce daje po oczach. Zapomniałem wziąć do tego śpiwora, wyziębię się i dostanę hipotermii! :(", pomyślał Miernotus.

Teraz zadanie dla spostrzegawczych:

Gdzie jest Wally?


Niczym Mangusta czająca się na swą ofiarę, nasz łowca ruszył dalej, niezrażony śmiercią (trzykrotną, fajnie, że biegało po drodze dziesięciu innych patałachów, ale żaden kurwa nie pomógł w walce).

Po zebraniu kokosów i panter, pora było wyruszyć... NA GRZYBY!

Jezuś, toż to Tygrys! Do tej pory prawdę mówiąc - najgroźniejszy przeciwnik. Wstyd jak chuj.

"Pomogę temu patałachowi coś, a nuż może będzie chciał mi pomóc później".

...w tym momencie autorowi zrobiło się przykro, Miernotus bowiem nie wiedział, że rodzaj ludzki jest wystarczająco podły i nie pomoże kiedy będzie trzeba.



przygnębiony moralnością innych Miernotus postanowił udać się na spoczynek. bo co to za przyjemność ginąć ciągle, tylko dlatego, że wszyscy są egoistycznymi kretynami i nie pomagają. w ogóle?

Komentarz ode mnie: Widać powoli narastającą frustrację w Miernotusie (dotyczącą ciągłego ginięcia i konieczności przechodzenia tych samych miejsc w kółko, zwłaszcza, że moby się odradzają cały czas), stąd odcinek ten nie jest tak znakomity jak poprzednie, następne będą za to ciekawsze. Mam taką nadzieję przynajmniej. Od siebie mam do powiedzenia tylko tyle: czemu każdy w tej grze łazi sam, rzadko kiedy w drużynach? Na dodatek, freelancerzy rzadko kiedy pomagają, łażą sami, też nie wiadomo czemu. No cóż, co zrobić.

Dalszy ciąg zapewne jutro. Tym razem nie będzie takiego przestoju. Kończy mi się abonament niedługo, a nie mam osobiście zamiaru płacić za mordęgę. Pojawią się na pewno akcenty optymistyczne, także... STAY TUNED!

wtorek, 24 lutego 2009

Przygód ciąg dalszy...

...się dzisiaj nie odbędzie.

niedziela, 15 lutego 2009

Dużo daremności dla mocnych kości

Witam państwa, dzień dobry, witam witam. Kolejny odcinek... przygód daremnego patałacha w świecie Ejcz of Konan!!11onejeden

Na początek żart historyczny!

- Kolekcjonuję dowcipy o sobie - rzekł Churchill do Stalina- Mam ich cały zeszyt..
- Ja też - odpowiedział Stalin - Mam ich cały łagier.

cha cha cha.

a teraz do meritum.

Przypomnienie: rozpatrujemy przygody Miernotusa łowcy w przestrzeni świata gry Age of Conan. Niech będzie dana postać:


w beznadziejnym ubraniu, w którym nikt normalny by nigdy nie chodził.
Zakończyliśmy na etapie odwalenia kity przez naszego dzielnego woja. Spragnieni wrażeń czytelnicy dosłownie zasypywali moją skrzynkę pocztową prośbami o kontynuację, zatem...

chcecie bajki?
oto bajka!

Miernotus wyzionął ducha. Po czym obudził się ze strasznym bólem głowy. I uznał, że umieranie jest dość chujowe, bo trzeba łazić bez sensu przez 20 lat, żeby dojść do miejsca w którym się dokonało żywota. Kopnęło w kalendarz. Poszło wąchać kwiatki od spodu albo na piwo do Abrahama. Poczuł się beznadziejnie, ale jak to śpiewał Paweł Kukiz - potem jest noc i znowu jest dzień! I nastał dzień...

Jakaś panna w karczmie, zobaczywszy Miernotusa, zwróciła się do niego o pomoc...

...nie, nie taką pomoc!

Źli, niedobrzy strażnicy blokowali całą dostawę piwa do karczmy! Zatem... trzeba było pójść pozamiatać. Dureń-szef strażnik znajdował się dość niedaleko.

Dobór ubioru równie udany. Ciekawostką jest ilość kremu Nivea, którą na siebie nałożył dziś rano, uzyskując przy tym efekt oślepiającego wręcz połysku. Na pewno dzięki temu utrzymuje atletyczną budowę.
Tak czy inaczej, dureń zażyczył sobie 7 niebieskich kamieni, które znaleźć można na wyspie niedaleko miasta. Miernotus tylko westchnął, stwierdzając, że do końca życia będzie musiał zbierać grzyby i spełniać życzenia ludzi, którzy mają iloraz inteligencji reprezentowany w postaci liczby dwucyfrowej. Wyruszył na wyspę, a tam...


PIKTOWIE! "Może jednak nie będzie aż tak źle...", pomyślał.
Napotkał przy okazji innych patałachów, takich samych jak on i stwierdził, że można raz na jakiś czas komuś pomóc, może rodzaj ludzki nie jest tak podły na jaki się wydaje. I istotnie, niektórzy nawet dziękowali za pomoc, po czym szli dalej mordować Piktów. Miernotusowi się to nie spodobało, ponieważ mordowanie Piktów to była tradycja w jego rodzinie i stwierdził, że nikt tak dobrze jak on nie eksterminuje ich, oprawia i robi z ich skóry kapcie dla przyjaciół. No ale, trzeba było się z tym pogodzić.

Po...

...wielu zaciętych walkach...

...zakończonych z wiadomym skutkiem...

...i powrotach...


...udało się zebrać 8 pieprzonych kamieni. niebieskich, takich jak sobie życzył ten frajer, którego sponsorował krem Nivea Soft.


No ale, udało się przynajmniej uzyskać wdzięczność dziewczęcia! Miernotus postanowił, iż po tym byciu miłym dla wszystkich pora KONTYNUOWAĆ WYPEŁNIANIE SWEGO PRZEZNACZENIA! Poszedł zatem spać.

A potem odpoczywał.

I trzeba było wstać. I odnaleźć agenta terenowego (może tym razem się uda!)


Udało się! Cały misterny plan jednak poszedł... do domu! Bo informatora zgarnęła psiarnia! Co na to Tina?

-Jeeeeezuś! A teraz idź podsłuchać jakichś dwóch zjebów, żebyśmy mogli dojść do tego, kto zjebał.
Miernotus zatem niezwłocznie wyruszył dalej! wspinać się po dachach i robić srogie manewry taktyczne!
W międzyczasie w pokoju zwierzeń (po lewej) toczyła się ciekawa dyskusja...
Po wyrżnięciu wszystkich strażników (i zginięciu z pięć razy) udało się przeskoczyć ileśtam dachów (jak w Mirror's Edge) i podsłuchać co nieco!

Jakiś handlarz niewolników zjebał! Już po schodach płynie sobie ciepła ludzka krew, idzie wojna idzie wojna, idzie krwawa rzeź...
Ale najpierw - znowu trzeba kogoś odnaleźć i pogadać.


Depilującego się łysielca o zaciętym spojrzeniu. Ten daje nam dalsze wskazówki: iść na wulkan, zabić wszystko co się rusza, dojść do handlarza niewolników i... jego też zabić. Ciekawe czy jest piktem...


"Idzie wojna, idzie wojna, idzie krwawa rzeź... czy jatka", nucił sobie pod nosem Miernotus. Po pozabijaniu 28937893892 przeciwników (i zginięciu 3247324763264 razy), Miernotus zatrzymał się i podziwiał intrygującą dyskusję.






A oto i słynny łowca niewolników!


...chwilę potem już bez głowy!

"W końcu pozamiatane", uznał Miernotus, "teraz wrócić do tego lamusa bez włosów na klacie i spokój, będzie można pójść pomordować piktów". Jakże się przeliczył. Trzeba zanieść list do jakiegoś bęcwała w mieście...


Ten zaś jest rudy. A rude = parszywe. Na dodatek zdaje się, że jest farbowany. Przynajmniej zbroje ma sensownie wyglądającą, ale zęby musiał chyba smarować lukrem albo nie wiem czym.
Powrócił do Tiny, by w końcu móc trochę... odpocząć i ruszyć dalej na SZAŁ ZABIJANIA.

(koniec na dzisiaj)

Making off (the director's cut):

Komentarz reżyserki: Osobiście uważam, że Miernotus jest takim typowym everymanem, reprezentuje nasze lęki egzystencjalne i obawy przed zniszczeniem indywidualizmu w XXI wieku. (nie)
Gra rzekomo miała być ponura i taka bardzo "rough", miała być tylko dla dorosłych, jednak po poziomie dyskusji wnioskuję, iż niekoniecznie wszyscy, którzy zaznaczyli "Mam 18 lat i zgadzam się na warunki użytkowania" znają się na liczbach. Więcej opinii i przemyśleń wkrótce.

Odpowiedzi dla fanów: W komentarzach pojawiło się pytanie, na które czuje się zobowiązany odpowiedzieć. Nie, osobnik ten nie otrzymał odpowiedzi żadnej dotyczącej szlifierstwa. Przynajmniej nie kiedy byłem online.

Postać: Obecny wygląd postaci przedstawia się tak.

Łowca, poziom 9. Jak będę później grał to zrobię zrzut charakterystyk. Tymczasowo, jak widać, Miernotus wzbogacił się o pancerz, nowe gatki i hełm.

Tymczasowo na tym momencie poprzestanę. Więcej później.

sobota, 14 lutego 2009

Przygoda, przygoda...

Witam na MoJiiM BlOgAssQ! dzisiaj kontynuować będziemy mężne przygody Miernotusa Łowcy.

Jak było powiedziane wcześniej, Miernotus był tam niewolnikiem, ale statek zatonął i wymyło go (czasami trzeba) na brzeg. Na brzegu naszego dzielnego woja odnalazł jakiś stary dziad...
...który nie wie, że zdań się raczej nie zaczyna od "a jednak". Dowiadujemy się ponadto, iż musimy iść zabić handlarza niewolników, który łazi gdzieś po okolicy. Nie było mowy o oprawieniu go i zrobienia z jego resztek jakiegokolwiek przedmiotu codziennego użytku, zatem Miernotus się poczuł nieco rozczarowany. No ale, wyeliminować grubego durnia zawsze jest miło.

"Ależ daremnie wyglądam w samej przepasce biodrowej", pomyślał Miernotus, "zaraz kogoś tu zajebie, żeby mu zabrać jakieś sensowniejsze ubranie, bo tak to czuję się jak główna gwiazda Festiwalu Daremności im. ignusa w Biskupcu".

Z tą myślą, aquilończyk ruszył w las. I napotkał...
(pozostawię to bez komentarza)
...jakąś przywiązaną do drzew pannicę. "Niewygodnie musi być jej jak cholera", uznał nasz łowca, "ja bym nie dał rady tak stać za długo, krew by mi z rąk odpłynęła". Postanowił pomóc biednej dziewoi, którą na pewno wszystko bolało od sterczenia w tak idiotyczny sposób. Cel był prosty. Zabić (bez oprawiania) jakiegoś gościa, który miał klucz. Siedmiu rannych, dwóch zabitych:




tutaj uratowana białogłowa robi :roll:

Drużyna składająca się z Miernotusa i obolałej dziewki, mężnie szła przez las (niekoniecznie byli pijani od słów), kierując się w stronę najbliższego miasta. Napotkali piękne okoliczności przyrody (i niepowtarzalne), a tu nagle...



PIKTOWIE! Aquilońska krew zaczęła wrzeć w żyłach Miernotusa, przypomniały mu się dawne czasy, kiedy razem z ojcem ruszali co sobotę na rodzinne mordowanie. Po zabiciu jeszcze kilku takich, napotkał... grubego łowcę niewolników!



"Dużo skóry, ale szkoda, że taka poniszczona.", stwierdził w myślach Miernotus. A jak wyglądała walka dzielnego łowcy z jego dawnym opracą? Trzask, prask i po wszystkim. "Ależ ze mnie idiota, że nie zrobiłem tego wcześniej", nie mógł odżałować były niewolnik.


"Nie bój żaby, mała. Mordowałem setki tysięcy piktów małym palcem lewej ręki!"

Nagle... brama (patrz: zdjęcie z grubasem) okazała się być zamknięta. Nie mając nic lepszego do roboty, ruszyli do pobliskich ruin...


...a tam jeszcze więcej piktów! Radości nie było końca. Po wyeliminowaniu wszystkich, plus jeszcze paru fajnych stworzonek, odnalazł się zaginiony klucz do bramy! I było wiele radości!

Nic już nie mogło powstrzymać dzielnej brygady przed dotarciem do miasta! Tylko te małpy w czerwonym...


Po wymordowaniu populacji małp zamieszkujących dżunglę, Miernotus napotkał pierwszych od... bardzo dawna ludzi, którzy nie chcieli go zabić! Najpierw trzeba było przekonać kowala, żeby zniszczył tam daremne łańcuchy...



...i tam można już było radośnie kontynuować dalej, popełniając zły błąd cofając się do tyłu.

"W końcu ta szmata sobie poszła", odetchnął z ulgą nasz bohater. Pierwszym miejscem, do którego zawsze po podróży strudzeni wędrowcy muszą się udać jest tam... karczma. A tam...



Miernotus spotkał niejaką Tinę (o bardzo ładnych oczach), która zgodziła się poprowadzić go KU JEGO PRZEZNACZENIU (uuuu!). Pierwszym krokiem, jaki trzeba było podjąć było udanie się do jakiejśtam wróżbitki...



...a ta z kolei odesłała Miernotusa z powrotem do Tiny, rzekomo jakiejśtam skrytobójczyni czy kogotam.


Ta zaś kazała nam znaleźć jakiegoś srogiego agenta terenowego, który czai się gdzieś w porcie. Miernotus udał się w tamtym kierunku i z przerażeniem zobaczył...



STRAŻNIKUW!

Podejście pierwsze:



...

PRESS X TO NOT DIE

(ciąg dalszy nastąpi!)